wtorek, 18 listopada 2014

ARRRRRR!




Jestem dziwny.
Z wielu powodów, ale teraz chciałbym napisać tylko jednym z nich (uwierzcie mi jest ich wiele).
"Piracenie" sprawia, że mam wyrzuty sumienia. Z jednej strony wiem doskonale, że nie stać mnie na tak wiele dóbr kultury, do których dzięki Internetowi mam dostęp. Gdybym miał kupić na tradycyjnych nośnikach wszystkie filmy, komiksy i muzykę, którą ściągnąłem z sieci to po pierwsze nie miałbym gdzie tego wszystkiego trzymać, po drugie wydałbym fortunę. Wiem to nic wyjątkowego w dzisiejszych czasach, ale mam wrażenie, że moje wyrzuty sumienia na ten temat to jednak już nie tak często spotykana postawa.
Dlaczego tak mam? Może dlatego, że do tych wszystkich opowieści, które czytam i oglądam, do tych wszystkich bohaterów i ich przygód i rozterek mam stosunek emocjonalny, doświadczam czegoś i zostaje to we mnie. Dlatego czuję więź z tymi nieprawdziwymi ludźmi i światami, a co za tym idzie doceniam twórców dzięki którym istnieją.
Pewnie, można powiedzieć, że gwiazdy Hollywood nie zubożeją jak ściągnę film z sieci zamiast pójść do kina, ale z drugiej strony co byłoby gdyby wszyscy bez wyjątku tak robili?
Żeby zakrzyczeć te wątpliwości obiecałem sobie, że raz na jakiś czas wydam pieniądze, które bardziej lub mniej bezpośrednio trafią do moich ulubionych twórców. Odpowiada mi filozofia, którą według mnie zapoczątkował George Lucas swoją umową z wytwórnią filmową dotycząca dystrybucji Gwiezdnych Wojen. Umówił się z grubymi filmowymi rybami, że wprawdzie z zysków z biletów kinowych przypadnie mu niewielka część, ale wszystkie gadżety, czyli coś co teraz określa się jako "merchandise", czyli koszulki, plakaty, zabawki itp. będą pracowały wyłącznie na jego konto. Starsi Panowie zdaje się nie doceniali Jurka i wykazali się wyjątkową krótkowzrocznością, bo ochoczo przystali na ten układ, co wkrótce stało się bezpośrednią przyczyną ich obficie zaplutych bród. Więc jeżeli zobaczę koszulki, kubki i takie tam z bohaterami Marvela- 8 na 10 przypadków kończy się zakupem. Oczywiście ściągnąłem za darmo już tyle ich komiksów, że nie wyjdzie to na zero, ale po pierwsze daje właścicielowi tych wartości intelektualnych sygnał, że jakiś tam typ z Polski się tym interesuje, a po drugie nie mówię przecież, że mam zwrócić całą kasę tylko ugłaskać moje dziwne wyrzuty sumienia.
W ostatnim czasie tak wiele zmian zaszło w sposobie konsumowania i przekazywania popkultury że nic nie wygląda jak kiedyś.
Tryumfy święci świetny serial House of Cards produkowany przez Netflix, czyli internetowy serwis do streamowania filmów, firmę po której do tej pory nie spodziewalibyśmy się oryginalnej zawartości, raczej tylko tę, którą udostępniają ją za porozumieniem z tradycyjnymi wytwórniami.
Kierujące się tylko oglądalnością stacje telewizyjne w Stanach już nie raz zdejmowały z anteny seriale, bo z badań oglądalności wychodziło, że to kiepskie przedsięwzięcie. Przykładem może być serial science-fiction Firefly, który do dziś dnia jest synonimem kultowego, uwielbianego przez fanów serialu, który nie stanął na wysokości zadania, a właściwie jego słupki oglądalności nie miały wystarczającej wysokości dla decydentów i poległ w starciu z twardymi realiami rynku. Teraz, gdy dobra dystrybucja w sieci to norma
wystarczy, że seriale przejdą do sieci i tam bez filtrowania przez decyzyjność panów za biurkami z drewna orzechowego staną twarzą w twarz z pytaniem- znajdą swoich odbiorców czy nie?
Swojego czasu byłem wiernym widzem świetnego polskiego serialu political-fiction "Ekipa". Serial był według mnie tak dobry, że po pierwsze zasługiwał na drugą serię, której nie dostał, bo widownia Polsatu  się na nim nie poznała (niedobrze to świadczy o tej grupie społecznej) i słupki nie były wystarczająco wysokie, a po drugie zasługiwał na lepszą oprawę techniczną, której Polsat nie był serialowi zapewnić. Byłem tak wkręcony serial, że kupowałem kolejne DVD (wychodziły co tydzień), bo nie miałem Polsatu. Do dziś twierdzę, że warto było. Teraz jestem abonentem HBO Go i to właśnie uważam za właściwą formę dystrybucji. Zapłacę z chęcią jeżeli to co dostaję jest warte tego jakościowo i jeżeli jest wygodne i łatwo dostępne. Płaciłem, ale nie oglądałem głośnych reklam co chwila i dostawałem dwa odcinki na raz. Nie narzekałem.
Dlaczego jestem dziwny? Bo wolę płacić, jeżeli mogę. Jeżeli nie mogę zawieszam Jolly Rogera na maszt, ale tylko wtedy.
Autorzy gier i seriali udostępnianych w Internecie to nie dzieci i zdają sobie sprawę, że jeżeli już coś ma formę cyfrową i istnieje w sieci to już tam zostanie i wprawdzie część osób z wygody zapłaci za te treści, ale zdecydowana większość będzie miała dostęp to tych własności intelektualnych mniej lub bardziej legalnie.
Mało jest takich twórców jak Taylor Swift, która obraziła się na Internet i wycofała swoje utwory z serwisu Spotify, za co została skrytykowana m.in. przez Dave'a Grohl'a z Foo Fighters, który świetnie podsumował sytuacje artysty w dzisiejszych czasach. Dave powiedział o sobie, że przecież całkiem dobrze zarabia na koncertach i innych rzeczach. Czas sprzedawania płyt na plastikowych krążkach się skończył.
Płyty CD dołączyły do winyli.
Za świetny sposób na walkę z piractwem w naszych trudnych czasach uważam dawanie odbiorcy, jeżeli już wyda pieniądze tej wartości dodanej, czegoś więcej czego użytkownik darmowy nie będzie miał.
Gadżety, dodatki, lepsza jakość, łatwość dostępu.
Hej TVP i Polskie Radio! Jęczycie strasznie na temat abonamentu, którego nikt nie płaci? Zróbcie serwis dzięki któremu udostępniać będziecie WSZYSTKO do czego macie prawa za drobna opłatą, którą nazywać możecie jak chcecie.
Rozpisałem się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz