niedziela, 28 grudnia 2014

NIEZWYCIĘŻONY- prośba o ekranizację



Jeżeli chodzi o książki, bardzo sugeruję się autorem. Jeżeli podoba mi się jedna powieść jakiegoś autora, czytam wszystko jego autorstwa co wpadnie mi w ręce, aż do znudzenia. Tak było w przypadku Vonneguta i Lema. Z wielkim rozczarowaniem zdałem sobie sprawę, że większość populacji kojarzy Lema z humorystycznymi, lekkimi "Bajkami robotów", które wprawdzie były lekturą w szkole, ale nie są absolutnie reprezentatywne dla reszty jego twórczości. Takie rzeczy jak "Fiasko", "Katar", "Solaris" i właśnie "Niezwyciężony" umykają gdzieś i w rezultacie czymś niezrozumiałym może się niektórym wydawać nazywanie Stanisława Lema największym polskim autorem science-fiction.
To co Lem wnosi do swoich opowieści to po pierwsze wiedza. Wiedza o świecie i fascynacja nim. "Science" w nazwie gatunku to nie tylko słowo w jego przypadku. Jego pseudonauka była wyjątkowo wiarygodna i wizjonerska mimo, że nieco skażona ograniczeniami swoich czasów.  Lem był z wykształcenia lekarzem, czyli również człowiekiem nauki, a w swojej twórczości łączył wiedzę i pytania o naturę człowieka oraz wiele innych zagadnień etycznych i moralnych. Do jego warsztatu jako rzemieślnika słowa można mieć czasami zastrzeżenia, ale nawet najlepsi mają słabsze momenty. Jego historie i postacie zawsze zmuszały mnie do zastanowienia się nad światem wokół mnie, a to chyba główny cel każdego twórcy- zostać w głowie odbiorcy na długo po zakończeniu lektury czy ogólnie odbioru dzieła.
Kiedy czytam książki najczęściej wyobrażam sobie jednocześnie ekranizację. To silniejsze ode mnie. Nie inaczej było w przypadku "Niezwyciężonego" Stanisława Lema. W mojej ocenie to chyba najbardziej filmowa, spektakularna historia polskiego autora. Zapożyczenia z niej znalazłem ostatnio w rosyjskim horrorze kręconym niedawno, na który natrafiłem zupełnie przypadkowo na telewizyjnym kanale "Wojna i Pokój". Było to wyraźne odniesienie, ale w filmie chodziło o coś zupełnie innego więc trochę sobie zgrzytnąłem zębami z żalu, że nasi wschodni potężni sąsiedzi mogą sobie na to pozwolić, a my nie możemy sfilmować dzieła jednego z najbardziej znanych na świecie polskich autorów SF. Nie ma u nas science-fiction w kinie i w telewizji. Dlaczego? Może dlatego, że Polacy są do bólu przyziemni i jak zobaczą coś niesamowitego na ekranie to mówią prychając pogardliwie: "Bajka!"
Czy naprawę szara trudna polska codzienność nałożyła nam na potylice takie ciężkie pustaki, że nie możemy oderwać wzroku od ziemi? Przecież chodzimy do kina na hollywoodzkie filmy tego gatunku. Przecież oglądamy amerykańskie seriale w internecie i telewizji. Dlaczego? Bo mamy za sobą kilka nieudanych prób horrorowych i fantasy, a producenci muszą mieć zysk, więc dla publiczności robi się komedie i komedie romantyczne, a dla nagród i uznania filmy o holokauście, wojnie i post-wojennej martyrologii. Czasy kiedy to efekty specjalne niskiej jakości były powodem kiepskiego ostatecznego rezultatu to raczej przeszłość. Najmocniejszym dowodem na to jest międzynarodowy sukces Platige Image- firmy znanej przede wszystkim z nominowanego do Oskara filmu krótkometrażowego Tomasza Bagińskiego "Katedra". Oprócz produkcji filmów w pełni animowanych komputerowo Platige Image ma na koncie przygotowywanie efektów specjalnych do pełnometrażowych filmów live-action (z żywymi aktorami)- na przykład do kontrowersyjnego obrazu Larsa von Triera "Antychryst". Wysokiej klasy specjalistów od efektów komputerowych mamy. Kiedyś poznałem specjalistkę od charakteryzacji specjalnej (obrażenia różnego rodzaju i inne dziwne efekty), która była nieco rozgoryczona, ponieważ nie miała okazji do używania swoich wyuczonych umiejętności z powodu braku popytu na nie. Zarabiała wtedy pracując przy kręceniu reklam, gdzie jak się można domyślić mało jest okazji do kreowania nietypowych obrażeń i fantastycznych charakteryzacji.
Wszystko jest- efekty praktyczne, komputerowe, świetni operatorzy. Brakuje tylko odwagi producentów. Może w przypadku ekranizacji uznanego międzynarodowo autora ktoś wykaże się śmiałością? Bardzo bym sobie tego życzył.
A sama historia? Sam początek to trochę klisza SF. Widzieliśmy to już w kilku filmach. Tytułowy "Niezwyciężony" to statek kosmiczny, który ląduje na słabo zbadanej planecie "Regis-III".
Jest to misja ratunkowa. Wcześniejszy statek ("Kondor") zaginął bez wieści. Podczas ostatniego połączenia głosowego słychać było tylko jakieś niezrozumiałe wycia i zakłócenia.
Znajdują opuszczony statek. Członkowie załogi umarli z głodu. Niektórzy byli całkiem nadzy. Na mydle znaleziono odciski ludzkich zębów. Na stole z mapami znaleziono ludzkie odchody.
WIĘCEJ FABUŁY NIE ZDRADZĘ.
Bohaterowie:
Rohan- nieco zuchwały młody oficer
Horpach- starszy doświadczony astrogator (astro nawigator)
Załoga- Naukowcy i technicy ( w sumie 83 osoby)
Niezwyciężony- krążownik drugiej klasy, największa jednostka, która dysponowała baza w konstelacji Liry.

Jeżeli chodzi o interakcje między postaciami, to jak można się spodziewać to trochę opowieść o starciu dwóch pokoleń z sytuacją skomplikowaną przez służbową zależność. Moim zdaniem wyraźnie brakuje postaci kobiecej, która mogłaby wiele wnieść do historii. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o wątki romantyczne, tylko o silną niezależną postać kobiecą, będącą ważnym znaczącym członkiem dobrze funkcjonującej załogi Niezwyciężonego.
Wielokrotnie w rozmowach z przyjaciółmi mówiłem, że chciałbym zobaczyć wysokobudżetową polską ekranizację "Niezwyciężonego". Teraz to napisałem.
Jeżeli wśród osób czytających tego bloga jest ktoś, kto zna się na animacji komputerowej, niech proszę przeczyta "Niezwyciężonego".
A rezultaty proszę przesłać w komentarzach.

wtorek, 23 grudnia 2014

Polski tytuł zawsze lepszy


O hacku Sony pisałem już wcześniej przy okazji Spider-mana. Okazuje się, że to jednak sprawa zataczająca szersze kręgi i chyba bez precedensów. 
Seth Rogen, komik znany z takich filmów jak "40-letni prawiczek", "Wpadka" i wielu innych oraz James Franco znany również z dramatycznych ról zagrali razem w filmie pod tytułem "The Interview".
Polscy tłumacze jak zwykle poczuli, że muszą zarobić na pensje i wykazali się tłumacząc tytuł na "Wywiad ze Słońcem Narodu".
Tytułowy wywiad ma być pierwszym wywiadem udzielonym amerykańskim dziennikarzom telewizyjnym (W tych rolach Rogen i Franco) przez północnokoreańskiego dyktatora Kim Dzong Una. Z tej okazji chce skorzystać CIA i za pośrednictwem agentki granej przez Lizzy Kaplan (Zapamiętałem ją przede wszystkim z ciekawego serialu "Masters of Sex". Zapamiętałem i nie mogę zapomnieć) namawia panów z telewizji do przeprowadzenia zamachu na tyrana.
Z opisów, które można znaleźć w recenzjach i wywiadach oraz  mniej więcej wiemy czego można się spodziewać- satyry na reżim, humoru radośnie stepującego na granicy dobrego smaku i absurdalnych wydarzeń. Kolejna komedia. Albo śmieszna albo nie. Nikt chyba nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń- Hakerzy, którzy jak później udowodniono pochodzą z Korei Północnej zagrozili, że jeżeli dystrybutor i sieci kinowe nie zaprzestaną rozpowszechniania filmu dopuszczą się kolejnych niszczycielskich ataków na infrastruktury informatyczne tych firm. Ok, to w dalszym ciągu nic wyjątkowego.  Takie pogróżki to nic nowego, ale chyba pierwszy raz zobaczyliśmy taką reakcję na nie. Trzy największe sieci multipleksów wycofały "Wywiad" ze swojego repertuaru, co przestraszyło Sony jeszcze bardziej. 
W internecie oczywiście posypały się na japońską firmę gromy, a miano "tchórze" to chyba jedno z łagodniejszych jakimi użytkownicy określali producenta Playstation. Prezydent Obama wyraził opinię że Sony "popełniło błąd" uginając się pod presją. Paulo Coehlo zaoferował przez ograniczony czas 100 tys. dolarów za prawa do filmu. George Clooney mówi o tchórzostwie Hollywood, a Anonymous oferuje że wypuści film za darmo do sieci w imię wolności. Lepszej akcji promocyjnej do filmu z żartami dotyczącymi wydalania i organów płciowych nie można sobie wyobrazić.
Dwa aspekty tego wydarzenia medialnego zastanawiają mnie bardzo.
Pierwsze to dlaczego Korea Północna zareagowała tak mocno? Ci "hakerzy", którzy zapewne są cyfrowymi siepaczami reżimu Kima na pewno nie zajęli się sprawą z osobistego zaangażowania tylko dostali zlecenie.
To dowód na to że w tym mitycznym hermetycznym kraju nikt nie wie jeszcze jak w nowej rzeczywistości medialnej działa proces promocji. Teraz wszyscy chcą zobaczyć ten film! Poza tym chyba najważniejsze jest żeby tego filmu nie zobaczyli obywatele Korei Północnej, a z tym chyba nie będzie problemu. Cały świat już wcześniej śmiał się głośno z Kima i nie było to dla niego powodem żeby wszczynać małą cyberwojenkę. Dlaczego teraz? Może wcześniej nie było tej (jak to sobie wyobrażam) zaciemnionej hali z szeregami skośnookimi zmęczonymi, jednakowymi twarzami oświetlonymi monitorami komputerów?
Drugi aspekt tej sprawy to Sony. Jedna z najbardziej zaawansowanych technologicznie firm na świecie, a tak przynajmniej mówią fanboje konsoli PS, których obelg pod adresem mojego sprzętu do grania muszę czasami wysłuchiwać. Nie dość, że stali się ofiarą ataku hakerów, którzy wykradli im informacje to jeszcze wyraźnie boją się następnych. To trochę techno-kompromitacja. Nie chcę, broń techno-boże, wypominać nikomu jakichś starych spraw, ale pod koniec poprzedniej generacji konsol wielu użytkowników PS4 straciło trochę grosza, ponieważ serwery Sony przechowujące dane kart kredytowych posiadaczy kont Playstation nie miały wystarczających zabezpieczeń. Więc to nie jest pierwszy raz jak Sony daje się podejść. Ta marka musi trochę popracować nad bezpieczeństwem danych. Do tego czasu zostaję przy Xbox.

Wracając do filmu i awantury z nim związanej- to chyba pierwszy raz jak powstrzymano dystrybucję filmu (komedii!) pogróżkami. To niesamowite. Komuś żarty o obszarach poniżej pasa wydały się wystarczająco groźne żeby posunąć się do zorganizowania takiej akcji. To fascynujące, ale też niepokojące. Mam nadzieję, że to już się nie powtórzy więcej, a decydenci w Hollywood odnajdą odwagę, której w tym przypadku wyraźnie zabrakło. 

czwartek, 18 grudnia 2014

10 najlepszych debiutów Marvel'a po roku 2000 (część II)

CIĄG DALSZY LISTY DEBIUTÓW

5. Maria Hill
Maria Hill ma w kinowym uniwersum ma twarz aktorki Cobie Smulders, która do tej pory wcieliła się w tę rolę w pełnometrażowych "Avengers" i "Captain America: The Winter Soldier"  i gościnnie w kilku odcinkach serialu "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", a znana jest przede wszystkim z serialu komediowego "Jak poznałem waszą matkę". W ekranizacjach Hill jest dosyć ważnym, ale w dalszym ciągu ma się wrażenie, że tylko jednym z agentów organizacji Strategic Homeland Intervention, Enforcement and Logistics Division. W komiksach bywała prawą ręką urzędujących szefów S.H.I.E.L.D.- Nicka Fury i Tony Starka (Tak, Ironman był szefem tej organizacji przez jakiś czas i wierzcie lub nie Helicarrier był złoto-czerwony), ale nie parzyła im herbaty. Wielokrotnie udowadniała, że bez jej udziału agencja nie radziłaby sobie tak dobrze. Ale Maria jest wartościowym sprzymierzeńcem bohaterów nie tylko wtedy kiedy jest ważnym agentem potężnej organizacji. Jej najbardziej chwalebne momenty przypadają na okresy kiedy S.H.I.E.L.D. jest w kłopotach, więc działa nieoficjalnie, w podziemiu (trochę widzieliśmy to w drugim kinowym Kapitanie). Jest kolejną silną kobietą w uniwersum Marvela. Co czyni ją wyjątkową? Konsekwencja, inteligencja i determinacja. Tym wszystkim nadrabia brak jakichkolwiek nadprzyrodzonych zdolności.
Komiksowa Maria Hill w akcji:
I z twarzą Cobie Smulders w "Avengers":

Mam słabość do komiksowej Marii Hill. Nie, nie chodzi tylko o to, że jest charakterną brunetką z krótkimi włosami (mam to w domu). Maria jest tym rodzajem postaci w uniwersum Marvela, które stają z tymi wszystkimi niesamowitościami oko w oko i nie obawiają się ich, stawiają im czoło dlatego, że ktoś to musi zrobić. Nie jest również onieśmielona w obecności takich postaci jak człowiek-symbol Steve Rogers/Captain America albo miliarder, playboy, geniusz, filantrop, wynalazca Tony Stark/Ironman. Najważniejsze jest zadanie. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.

4. The Runaways

To jeden z najciekawszych cykli Marvela, z którym miałem okazję się zapoznać. Mimo, że w trakcie lektury da się odczuć to, że oczywiste jest, że grupą docelową tego tytułu miała być raczej młodzież to nie jest to w żaden sposób pejoratywne. Nikt nie stara się upraszczać historii albo wprowadzać na siłę sensacji. Po prostu czuje się XXI wiek. O czym to historia? Zaczyna się niewinnie. Grupa bogatych dzieciaków, wiek "okołonastoletni" zmuszona jest spotkać się jak co roku, bo ich zamożni i wpływowi rodzice organizują jakąś imprezę charytatywną. Nuuuuda- mówią dzieciaki. Oczywiście do czasu. Przypadkiem odkrywają, że ich rodzice to tak naprawdę małżeństwa superzłoczyńców (pełna gama- od podróżujących w czasie naukowców, szalonych wynalazców przez mutantów i magików do kosmitów planujących inwazję na planetę), którzy postanowili utworzyć złowrogie przymierze o nazwie Pride, a "impreza charytatywna" to nic innego jak rytualne zabójstwo. Dzieci nie miały wcześniej pojęcia jak bardzo niegrzeczni są ich rodzice, więc ich reakcja jest bardzo nerwowa, wszyscy razem uciekają rodzicom wyrzekając się mrocznego dziedzictwa. Poprzednie problemy i konflikty z rodzicami na temat ocen i zachowania w szkole oraz kolczyków wykonanych bez pozwolenia zbladły w zderzeniu z widokiem wapniaków planujących globalne katastroficzne wydarzenie przy okazji zabijających dla uczczenia spotkania nastoletnią prostytutkę.
Zdani są w dużej mierze tylko na siebie. Oczywiście w ten sposób wszyscy dowiedzieli się wiele o sobie. Oprócz wyzwań jakie niesie ze sobą samodzielne życie na gigancie muszą stawić czoło sferze swojego życia, której nie byli świadomi. Niektórzy z nich dowiadują się, że są obdarzeni nadzwyczajnymi zdolnościami, a niektórzy, że nie są nawet ludźmi.
Te wszystkie postacie z racji swojego pochodzenia mają więcej szans na przejście na ciemną stronę mocy, jednak w 90% (maaaały spojler) tak się nie dzieje. Wszyscy dzięki wsparciu jakiego udzielają sobie nawzajem starają się przetrwać i wytrwać w postanowieniach bycia innym niż swoi "starzy".
W czasach kiedy często dzięki swoim rodzicom nastolatki na żywo obserwują kryzys instytucji rodziny i małżeństwa historia o uciekinierach dotknęła ważnego zagadnienia i stała się z miejsca jednym z popularniejszych tytułów.
Na serwisach zajmujących się popkulturą od dłuższego już czasu przeczytać można, że różne podmioty zainteresowane są sfilmowaniem Runaways w formie serialu telewizyjnego. Takie plotki zwykle pozostają plotkami na bardzo długi czas, ale nie zmienia to faktu, że to świetny pomysł i może się sprawdzić.

3. Guardians of the Galaxy
Kiedy dowiedziałem się o planowanej ekranizacji Strażników zbaraniałem. Marvel zaskoczył mnie po raz kolejny swoją odwagą. Po raz pierwszy szczęka opadła mi kiedy zobaczyłem Helicarrier w "Avengers", a ostatnio jak oglądałem "Captain America: The Winter Soldier" (Arnim Zola). W czasach kiedy wszyscy zachwycają się Batmanem Nolana, który jest bardzo "uziemioną" wizją superbohaterstwa, Marvel Studios funduje nam szaloną wycieczkę do odległych zakątków kosmosu i pozwala nam kibicować drużynie, w skład której wchodzi gadatliwy, inteligentny szop i chodzące drzewo z ograniczonym zasobem słownictwa. Od razu wziąłem się za popularyzację nadchodzącej premiery na Facebooku wśród swoich znajomych z dwóch powodów. Po pierwsze wiedziałem, że jeżeli film choć trochę będzie oddawał awanturniczo-przygodową atmosferę komiksu, jego humorystyczną lekkość przy zapierających dech w piersiach scenach akcji to warto będzie to zobaczyć. Po drugie, naprawdę nie chciałem, żeby odwaga Marvel Studios została nagrodzona finansową klapą, a to oznaczałoby same zachowawcze nudne projekty od tej pory.
Chwała Odynowi, tak się nie stało! Film stał się tak wielkim hitem, że zaskoczyło to nawet autorów i wytwórnię dostarczając paliwa na przyszłe projekty, o których chcę wkrótce napisać.
To co czyni tę kolorową opowieść atrakcyjną to przede wszystkim coś co amerykanie nazywają "team dynamic". To samo co mamy również przy Young Avengers i Runaways. Każda z tych postaci osobno mogłaby nie być tak atrakcyjna. To w grupie wszystkie świecą światłem odbitym od siebie nawzajem. Jako drużyna docierają się, zderzają się ze sobą, określając siebie, znajdując wreszcie swoje miejsce w grupie.
Czytanie cyklu Guardians of the Galaxy sprawiło mi przyjemność, ekranizacja była niesamowitym, niespodziewanym prezentem. Jeżeli nie widzieliście jej jeszcze- proszę zróbcie to, kawałek świetnej rozrywki.

2. Winter Soldier
Napisałem w pierwszej części, ze to zestawienie koncentruje się na postaciach, a nie na ich twórcach, ale w tym przypadku muszę wspomnieć o twórcy. Po prostu muszę. Ed Brubaker jest autorem scenariusza do cyklu o Kapitanie Ameryce, który ostatecznie rozwiał wszystkie moje wątpliwości i przekonał mnie do tej postaci. W trakcie tego cyklu odważył się zrobić dwie rzeczy które wstrząsnęły światem komiksowym, zarówno tym nierzeczywistym, w którym żyją kreowane postacie, ale i tym rzeczywistym. Pierwszym wydarzeniem jest śmierć Kapitana Ameryki w finale Civil War. Komiksy superbohaterskie są dla nas Polaków sprawą obcą, nie są częścią naszej kultury więc anie nie odczuliśmy tego, anie to nas nie ziębiło ani grzało. Dodatkowo Steve Rogers nie był jakimś tam szeregowym kostiumowym mścicielem. On był człowiekiem symbolem. Ameryka zwariowała. To był news w głównych wydaniach wiadomości. Amerykanie naprawdę to przeżyli. To było prawdziwe emocjonalne doświadczenie, a Ed Brubaker od tej pory zaczął być znany jako "człowiek, który zabił Kapitana Amerykę". Dobry punkt do CV scenarzysty.

Ed Brubaker z odcinkiem komiksu, w którym dzieje się to co wydawało się niemożliwe:

Drugim dramatycznym i ważnym wydarzeniem jest pojawienie się postaci znanej jako Winter Soldier. Krótko kim jest Zimowy Żołnierz-  To zabójca, który przez dziesięciolecia pracował dla KGB eliminując cele na całym świecie. Był jak zjawa. Pojawiał się nagle i niespodziewanie, zostawiał za sobą stos trupów i znikał na długie lata. Zabijał jak maszyna. Ponieważ okres jego działania był tak długi zachodni spece od wywiadu zakładali, że nie może tu chodzić o jedną osobę. Po prostu by się zestarzała.
Z cyklu Brubakera, który potwierdza to co powtarzają często ważne osoby w Marvel Studios- gatunek superbohaterski to nie gatunek jednorodny i zamknięty, to jakby medium. Ironman to "techno-thriller", Thor to trochę szekspirowski dramat kostiumowy zmieszany z fantasy, a Captain America to bez wątpienia historia szpiegowska. Do takiego wniosku doszedłem sam czytając cykl Brubakera, a potem potwierdziły go liczne artykuły i recenzje, z którymi zapoznałem się później.
Ed opowiada o spiskach, międzynarodowych potężnych korporacjach będących przykrywkami sekretnych stowarzyszeń walczących o dominację nad światem. Są faszyści, komuniści, szpiedzy, żołnierze, zabójcy, zamachy bombowe, maskarady, intrygi i oszustwa. Gdyby wyjąć z tego komiksu pierwiastek superbohaterski, w dalszym ciągu byłby świetną opowieścią szpiegowską.
W ogniu starcia Kapitana z potężnymi wrogami dochodzi do spotkania mitycznego zabójcy z ery zimnej wojny i człowieka symbolu z czasów II wojny światowej. Steve z osłupieniem rozpoznaje w perfekcyjnym zabójcy swojego młodszego towarzysza z pola walki Jamesa Buchanana Barnes'a- znanego jako Bucky.
Ten moment (oczywiście z pewnymi różnicami) możemy oglądać w kinowym "Captain America: The Winter Soldier".
W komiksie Bucky był typowym "sidekickiem"- pomocnikiem głównego bohatera (Tak jak Robin dla Batmana), kimś kto miał chociaż częściowo rozwiązywać problem identyfikacji młodego czytelnika z bohaterem, o którym pisałem wcześniej. 
Kiedy w trakcie starcia z siłami Hydry Bucky wpadł do lodowatych wód w okolicach bieguna północnego, wszyscy- zarówno czytelnicy jak i Kapitan myśleli, że Bucky zamarzł i zginął. To miał być koniec tej postaci. Podobno w biurach Marvela latami wisiał napis: "Zasada nr 1: Bucky pozostaje martwy".
Ed Brubaker potem pokazywał się na konwentach komiksowych w koszulce  z tym właśnie napisem. Ed złamał tę zasadę wskrzeszając Buckiego w akcie czegoś co w świecie komiksowym nazywa się "retcon". To znaczy "retro continuity", co z kolei wytłumaczyć można opisowo jako zmienianie przeszłych wydarzeń, korygowanie ich żeby skorzystać z nowo stworzonych możliwości fabularnych. To rozwiązanie nie dość,że stworzyło ciekawego przeciwnika dla Steve'a to jeszcze umożliwiło opowiedzenie ciekawej historii o odkupieniu i pojednaniu. Bucky dzięki Kapitanowi odzyskuje pamięć i pozbywa się efektów prania mózgu, jednak po jego śmierci przez dłuższy czas pracuje nieoficjalnie dla Nicka Fury. Ostatecznie staje się nowym Kapitanem Ameryką, kiedy ten tytuł staje się wolny, ale wciąż potrzebny.
  
Winter Soldier 

Bucky w czasie II Wojny Światowej
To również była mała sensacja. Po pierwsze Peter Parker umiera. Spokojnie. Tylko w świecie 1610 (Ultimate, o którym pisałem wcześniej). Po drugie następnym Spider-manem zostaje czarnoskóry chłopak. To niby nic, powiecie. Stany mają przecież czarnoskórego prezydenta. Z własnego doświadczenia (a w sprawie Ferguson z mediów) wiem, że amerykanie zmagają się z podskórnym rasizmem wielu swoich obywateli. Wielu anonimowych internetowych komentatorów wylewało zerojedynkowy jad w cyberprzestrzeń na wieść, że nowy Spider-man jest Afroamerykaninem. W sumie niepotrzebnie. Tak naprawdę nic się nie zmieniło. Miles zmaga się prawie ze wszystkimi problemami, którym  musiał stawiać czoło Peter. Fakt, mieszka trochę w innej dzielnicy i ma inną sytuację rodzinną, ale nie jest to całkowicie nowa wartość jeżeli chodzi o superbohatera o tym pseudonimie. To raczej odświeżenie zrobione nie na siłę, co jest typowe dla uniwersum Ultimate. Zmiany są logiczne i nie podyktowane czymś co jest zupełnie niewiarygodne (co zdarza się w podstawowym 616).


Miles Morales w stroju, ale bez maski


PODSUMOWANIE

Marvel zawsze trzymał rękę na pulsie przemian społecznych i bieżących wydarzeń. To zawsze znajdowało swoje odbicie w wydarzeniach w komiksowym świecie, ale przede wszystkim w bohaterach w nim zamieszkujących. Problemy społeczne, różnorodność płciowa, etniczna, rasowa to wszystko udaje się Marvelowi wprowadzać "bezszwowo". Nie wydaje się to rozwiązaniami narzuconymi na siłę przez wymogi politycznej poprawności, ale raczej wygląda jak uwspółcześnianie świata niesamowitości, tak aby nie trącił myszką i nie był klubem przypominającym biuro z serialu "Mad Men". Dlatego właśnie Marvel według mnie wygrywa bitwę o zainteresowanie z DC Comics na polu komiksów superbohaterskich. Dba o głębię bohaterów i tworzy nowych dostosowanych do warunków obowiązujących obecnie. Marvel Studios kręcąc pełnometrażowe filmy fabularne czerpie z długoletniego dziedzictwa postaci i sposobu ich kreślenia, ale znakomita większość popularnych motywów to te, które znaleźć można w komiksach z ostatnich 20 lat. Wiele się zmieniło w kolorowych zeszytach. Warto tam zajrzeć.




poniedziałek, 15 grudnia 2014

Spider-man, Spider-man does whatever a spider can...


Nie wiem kim trzeba być i gdzie mieszkać żeby nie wiedzieć o Spider-manie. Fakt jeżeli, ktoś ma powyżej 50 lat to zapewne będzie mylił Spider-mana z Supermanem, ale w dalszym ciągu będzie wiedział, że to superbohater. Ilość azjatyckiej produkcji akcesoriów, ubrań, zabawek, przyborów szkolnych sprawia, że człowiek-pająk jest znany każdemu rodzicowi i jego pociesze. Niestety dosyć powierzchownie, o czym przekonywałem się nie raz wcielając się w rolę dziwnego dorosłego zadającego pytana kolegom z klasy swojego syna: 
"O masz plecak/koszulkę/buty itp. ze Spider-manem! Lubisz go?"
"Tak"
"A wiesz jak naprawdę nazywa się Spider-man?"
Tu nastaje cisza i spotykam się z pełnym niezrozumienia zagubionym wzrokiem rówieśnika mojego dziecka.
Jak to jak się nazywa naprawdę? Przecież Spider-man to Spider-man. Znakomitej większości użytkowników licencjonowanych produktów z  pająkiem umyka to co w tej postaci najważniejsze. Bo to nie kostium jest najważniejszy, nie jego nadzwyczajne umiejętności. To nie Spider-man jest w Spider-manie najważniejszy, tylko Peter Parker.
Rodzice! Dzieci! Dziadkowie!
Zadajcie sobie pytanie dlaczego właśnie Spider-man stał się tak popularny, że tylko ta jedna postać stała się lokomotywą ciągnącą całe wydawnictwo. Nie jest pierwszym stworzonym bohaterem w kostiumie obdarzonym nadludzkimi mocami, który walczy z przestępcami, więc dlaczego właśnie on?
Peter Parker jest pierwszą superbohaterską postacią komiksową napisaną z taką uwagą i w taki sposób, który przyciągnął uwagę wielu już pokoleń czytelników i widzów. Stan Lee stworzył i opublikował historię Web-slingera mimo braku akceptacji swojego szefa, któremu najpierw przedstawił zarys postaci. Przełożony Stanleya stwierdził, że superbohater nie może być nastolatkiem z problemami osobistymi, które zajmują tyle miejsca w historii, przecież najbardziej liczy się akcja i bijatyki w aurze niesamowitości. Kazał mu porzucić ten pomysł i zająć się pracą przynoszącą wymierne korzyści wydawnictwu. Ponieważ firma zaprzestawała właśnie wydawania jednego ze słabiej sprzedających się  tytułów, pod którym publikowano różne opowieści (Amazing Fantasy), Stan stwierdził, że to idealna okazja żeby wyrzucić tę historię z siebie i właśnie tam umieścił Pająka. Postać spodobała się tak bardzo, że gwałtownego wzrostu sprzedaży nie dało się nie zauważyć. Jeszcze raz zapytam- dlaczego?
Stan Lee zapytany w wywiadzie z legendą dziennikarstwa amerykańskiego Larrym Kingiem (https://www.youtube.com/watch?v=QARUGzq_T48) wylicza na swoich ponad 90-letnich palcach:
-oryginalność
-możliwość identyfikacji czytelnika i dbania, przejmowania się jej losami
-słabość, skaza
Ta recepta tworzenia bohatera nie jest wcale oryginalna i można ją odnieść do innych mediów opowiadających jakiekolwiek historie, ale w świecie komiksów było to czymś nowym. Mimo, że opowieść dotyczyła kogoś bardzo młodego została opowiedziana z dużo większą dojrzałością i dbałością o głębię postaci niż to było w przypadku wcześniej publikowanych historii obrazkowych o zamaskowanych mścicielach. Tym podejściem do wszystkich swoich postaci Marvel może poszczycić się do dzisiaj. Przede wszystkim właśnie ta strategia odróżnia ich od ich głównej konkurencji DC Comics, właścicieli praw do m.in. Supermana i Batmana ze szczególnym naciskiem na tego pierwszego, który potrzebował wiele czasu zanim doszlifowano tę postać do kształtu w jakim znamy ją dzisiaj.

Więc po pierwsze oryginalność. Szef Stana zrugał go i kazał mu wybić sobie z głowy, że dla ludzi może stać się ciekawą postacią ktoś kto swoimi mocami odwołuje się do pająka, stworzenia, które ma przecież własną bardzo powszechną fobię. Taki bohater zamiast podziwu i uwielbienia będzie wywoływał strach i obrzydzenie. Dzisiaj wiemy już, że wszystko zależy od sposobu podania tej potrawy. Peterowi nie wyrosły z tułowia dodatkowe kończyny ani ponadnormatywne oczy na twarzy. Z wyglądu był całkiem normalnym człowiekiem. Jak wyjaśnić jego kolorowy strój? Peter po uzyskaniu mocy początkowo wcale nie odczuwa na sobie ciężaru odpowiedzialności i nie wyrusza w miasto walczyć z przestępcami i pomagać ludziom. Jego motto: "With great power comes great responsibility" staje się dla niego ważne trochę później. Na samym początku postanawia zarobić trochę grosza występując jako zamaskowany zapaśnik. W tym celu sam projektuje i szyje sobie kostium estetycznie dostosowany do konwencji zapasów, który ukrywa jego tożsamość.
Dla porównania zdjęcie meksykańskiego zapaśnika:

To też mówi wiele na temat opowieści o Peterze. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że pierwsza myśl każdego po zyskaniu nadzwyczajnych zdolności brzmiałaby: "Jak można by na tym zarobić?" 
Pod tym względem jest to historia zaskakująco bliska naszej rzeczywistości i zgodna jest z założeniami postaci Parkera, co płynnie pozwala przejść nam do następnego punktu wyliczonego na wiekowych paluchach Stana.

Identyfikacja z bohaterem i wywołanie empatii u odbiorców. Życie Petera Parkera to naprawdę nie sielanka.
Już na samym starcie los zafundował mu potężny cios- pozbawił go obojga rodziców, których nie zdążył poznać. Zajęli się nim wujek i ciocia, którzy starali się najlepiej jak umieli zastąpić mu prawdziwych rodziców pod każdym względem. Mógł zawsze liczyć na radę, miłość i wsparcie. Byli dla niego prawdziwymi autorytetami, ale to tylko łagodziło efekty braku rodziców i kłopoty z identyfikacją młodego człowieka. Poza tym dzieciaki w podstawówce bywają bezlitosne.
Większość wymyślanych wcześniej postaci w tym gatunku było dorosłymi często zamożnymi mężczyznami.
Peter przez całe swoje życie zmaga się nie tylko ze swoimi kompleksami i dylematami i walczy nie tylko ze superzłoczyńcami. Najczęstszym jego przeciwnikiem są problemy finansowe. Kiedy jego wujek umiera, bierze sprawy w swoje ręce i zamiast iść na studia, o czym marzył chwycił z aparat i zaczął pracować jako fotograf na warunkach wolnego strzelca dla Daily Bugle, gazety codziennej, której szefem był zagorzały przeciwnik Spider-mana, główny producent czarnego PR pod jego adresem i ponadprzeciętny sknera- J. Jonah Jameson. Więc Peter pracuje ciężko za małe pieniądze jednocześnie przyczyniając się do oczerniania swoje dokonań superbohaterskich.
To wszystko sprawia, że żal nam Petera i identyfikujemy się z nim, bo ma problemy podobne do naszych, dodatkowo w jego życiu pojawia się jeszcze ten pierwiastek niesamowitości, który często komplikuje i tak trudne sytuacje.

Trzeci warunek stworzenia ciekawej postaci- słabość, skaza. Bohaterowie, żeby byli atrakcyjni muszą mieć skazę, a złoczyńcy, żeby byli przekonujący muszą mieć jakąś pozytywną stronę. Peter bez maski jest niepewnym siebie kłębkiem nerwów i emocji, obarcza się odpowiedzialnością za zbyt wiele nieszczęść których był świadkiem. Jest niestety kaleką emocjonalnym, ponieważ wiele w życiu przeszedł. W momencie, w którym zakłada maskę zmienia się diametralnie, skacze wokół dużo silniejszych przeciwników wyprowadzając ich z równowagi żartobliwymi złośliwościami wypowiadanymi z prędkością karabinu maszynowego.

Spider-man jest bardzo ważny dla uniwersum Marvela. Jeżeli Tony Stark jest jego mózgiem, a Steve Rogers sercem to Peter Parker jest bez wątpienia jego duszą. Mimo, że czasami można odnieść wrażenie, że inni bohaterowie w kostiumach odnoszą się do niego z lekkim lekceważeniem to jednak swoim zaangażowaniem (często ponad siły) zaskarbił sobie szacunek wielu potężniejszych herosów. Jego kluczowa rola w czasie "Civil War" była punktem zwrotnym w tym wielkim między-tytułowym wydarzeniu. O "Civil War" pisałem już wcześniej więc nie będę się powtarzał, napiszę tylko, że Peter po namowach Tony'ego Starka, którego w tym okresię zaczął instynktownie traktować trochę jako "ojcowski" autorytet postanowił przed całym światem ujawnić swoją tożsamość. W trakcie konferencji prasowej zdejmuje maskę i mówi, że nazywa się Peter Parker i był Spider-manem odkąd skończył 15 lat. 

Znaczenie tego gestu ma o wiele większą wagę niż powierzchownie można by przypuszczać. Peter bronił rozpaczliwie tajemnicy swojej tożsamości przede wszystkim dlatego, że od większości bohaterów odróżnia go fakt, że ma bliskich, których tylko on w razie zagrożenia może obronić. Nie ma do dyspozycji służącego i ochroniarzy. Nie jest agentem organizacji szpiegowskiej, która zadba o jego rodzinę. Może liczyć wyłącznie na siebie, więc ten akt jest wielkim skokiem wiary za który Peterowi przychodzi później zapłacić.

Tak wygląda Peter Parker i Spider-man w komiksach. A na dużym ekranie? Ekranizacja reżyserii Sama Raimi z Toby Maguire w roli Peter'a to (WEDŁUG MNIE) zero trafień w postać Spider-mana. Spidey w komiksach jest zawsze tą osobą, która mimo najcięższej sytuacji zawsze rozładuje napięcie wyższych bądź niższych lotów ironicznym żartem. Tego wyważenia między dramatem, a komedią Raimi, Maguire nawet nie dotknęli. Peter w tym wydaniu jest płaczliwą sierotą (nie w znaczeniu braku rodziców), a Spider-man najczęściej milczy. Do tego jeszcze Kirsten Dunst w roli Mary Jane. Nie zrozumcie mnie proszę źle, ale Mary Jane w komiksie to sex-bomba. Wystrzałowa modelka, która swoim seksapilem przyciąga uwagę bogatych i potężnych mężczyzn, co nie wpływa pozytywnie na pewność siebie Petera. Kirsten Dunst pod względem urody nie można nic zarzucić, ale to inna uroda, subtelniejsza, uroda dziewczyny z sąsiedztwa.
Dziewczyną z sąsiedztwa była Gwen Stacy, która jest dziewczyną Petera w dwóch nowych ekranizacjach.
Dopiero Andrew Garfield w tych filmach oddaje na ekranie to, jak zachowuje się Peter i Spider-man.
Niestety nie wszystko jest tak jakbym sobie tego życzył i prawa do ekranizacji komiksów ze Spider-manem są w jeszcze rękach studia Sony Pictures, a nie jak w przypadku wesołej drużyny Avengers- Marvel Studios. Oznacza to, że możliwość aby Spider-man i inni bohaterowie Marvela spotkali się w jednym filmie, jest jeżeli nie niemożliwa, to na pewno z powodów prawnych mocno skomplikowana. W zeszłym tygodniu serwisy zajmujące się filmami i komiksami obiegła wiadomość, że dzięki atakowi hakerów na SOny Pictures wyciekły do ogólnego obiegu informacje o prowadzeniu negocjacji między Sony a Marvel w sprawie użyczenia tej postaci do jednego z filmów. Biorąc pod uwagę, to że trzecia część filmu fabularnego o Kapitanie Ameryce ma nosić tytuł "Civil War" rola Petera byłaby jasna. Jednak najprawdopodobniej do tego nie dojdzie, więc nie robię sobie nadziei.
Kończąc ten przydługi wywód na temat jednego z najbardziej znanych superbohaterów na świecie, apeluję do edukowania małych jegomościów co do postaci którą noszą na papuciach. Warto opowiadać o tym, że to chłopak, który zawsze stara się robić to co przyzwoite, który zawsze, mimo że nigdy nie jest lekko potrafi wykrzesać z siebie odrobinę siły i entuzjazmu, żeby pomóc, mimo że nie spotyka go za to żadna nagroda, a nawet wręcz przeciwnie. Warto.

sobota, 13 grudnia 2014

10 najlepszych debiutów Marvel'a po roku 2000 (część I)


Marvel skończył w tym roku 75 lat. Ponieważ wiek to słuszny to można pokusić się o jakieś podsumowania. W zestawieniu, które mnie zainteresowało postanowiono skupić się jednak na czasach najnowszych i przyjrzeć się najlepszym debiutom z ostatnich 14 lat. Nie są to debiuty twórców, rysowników lub scenarzystów. W tym przypadku chodzi o 10 postaci lub grup postaci, czyli to co interesuje mnie najbardziej.

10. Ultimate Spider-man
Zapytacie ze zdziwieniem: "Spider-man? Przecież ta postać istnieje dłużej niż Fidel Castro sprawuje władzę!". Nie do końca. Przymiotnik "ultimate" oznacza zupełnie inne uniwersum niż podstawowy świat Marvel'a nazywany Earth 616 (Easter egg dla geeków- samolot/kwatera główna w serialu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. ma kryptonim "SHIELD 616"). Czym się różni? Przede wszystkim odbiorcą. Świat Ultimate jest dużo bardziej brutalny, więc odbiorca powinien być nieco starszy. To zupełnie inaczej niż Peter Parker w tym uniwersum. Tutaj historia Petera zaczyna się od początku. Znowu jest nastolatkiem, inaczej niż w 616, gdzie miał nawet miejsce ślub z Mary Jane. Bardzo ciekawy sposób na odświeżenie postaci, która pojawiła się 38 lat temu i na pewno próba przyciągnięcia nowego pokolenia czytelników.

9. Ultimates 
Czyli właściwie Ultimate Avengers mimo, że ta nazwa nigdy nie pada, ale i tak wiadomo o co chodzi. 
Jest jeszcze jeden powód, dla którego wszechświat Ultimate jest ważny. To właśnie na nim w dużej mierze oparty jest MCU (Marvel Cinematic Universe, czyli świat fabularnych filmów Marvel Studios). Najbardziej zauważalna różnica- Nick Fury.
Tak wygląda w 616:

a tak w 1610 (Ultimate):

Wygląda znajomo, prawda? Nie jest to przypadek. Samuel L. Jackson wydał zgodę na użyczenie swojej twarzy szefowi S.H.I.E.L.D., więc oczywiste było, że tę rolę w ekranizacji ma w kieszeni.
Wszystkie postacie z przymiotnikiem Ultimate są bardziej złożone, bardziej mroczne, bo pod względem osobowości bardziej skomplikowane. Nawet Kapitan Ameryka nie jest tak kryształowy jak w 616, co widać było w momencie, w którym postanowił boleśnie nauczyć Hanka Pyma (Giant-Man w Ultimates), że pobicie żony nie było dobrym pomysłem. W 616 ta sama sprawa nie zakończyła się bójką w barze między bohaterami.
Podejście "Ultimates" do tematu Avengers przypomina nieco podejście Christophera Nolana do postaci Batmana. Wszystkimi siłami starano się "urealnić" te postacie-instytucje. Zmieniono nie tylko stroje, ale nawet "origin". 
Przykładem niech będzie Hawkeye, który w 616 jest artystą cyrkowym, który po różnych zawirowaniach z prawem zostaje bohaterem i wygląda tak:

Pochodzenie Sokolego Oka w "Ultimates" jest bardziej zbliżone do tego, które znamy z filmów Marvel Studios- były olimpijski mistrz łucznictwa skazany na śmierć zatrudniony przez amerykański wywiad, potem agent S.H.I.E.L.D.. Minimalistyczny, funkcjonalny kostium, który jest bardziej strojem sportowym:

Następnym wyraźnym przykładem jest różnica w tym jaki jest Hulk w obu tych światach. W 616 zazwyczaj tylko mówi się o tym, że zielony gigant jest niebezpieczny. "Ultimates" pokazuje jak wielką niszczycielską siłą jest przeobrażony Bruce Banner, przywodząc na myśl raczej chodzącą kataklizm naturalny niż superbohatera.
Podsumowując, "Ultimates" to według mnie trochę taki odpowiednik komiksów wydawanych przez VERTIGO należące do DC. Trochę bardziej dorosłe podejście do tematu superbohaterskiego.
MCU czerpie z obu uniwersów garściami koncentrując się jednak na tym z "Ultimates".

8. Young Avengers
Kontynuując myśl mentora/nestora komiksów Stana Lee, że najważniejsze w stworzeniu atrakcyjnych postaci jest wykształcenie możliwości identyfikacji czytelnika z nimi Marvel postanowił stworzyć drużynę młodych bohaterów, którzy w jakiś sposób są odpowiednikami swoich starszych kolegów. Oprócz oczywistych pierwszoligowych odpowiedników Patriot (Captain America), Iron Lad (Ironman), dziewczyna Hawkeye (zaskakująco Hawkeye) dosyć oryginalnymi bohaterami w składzie są Wiccan i Hulking. Dlaczego są wyjątkowi? Oprócz swoich mocy (Wiccan włada magią, a Hulking jest pół-kosmitą z umiejętnością zmieniania kształtów, co wykorzystuje najczęściej do bycia hulkopodobnym osiłkiem) wyróżnia ich to że są pierwszą oficjalnie homoseksualną parą Marvela. Decydenci w "House of Ideas" (jak Marvel bywa nazywany) wzięli sobie do serca uwagi fanów i postanowili zadbać o różnorodność wśród nowo powstających superbohaterów. Dodatkowo Patriot jest Afroamerykaninem, co też ma swoje znaczenie.
Nie czytałem samego początku i nie wiem jak to się stało, ale Iron Lad przestał dosyć szybko być członkiem zespołu. Ja znam skład, do którego dołączyła jeszcze Stature, dziewczyna z umiejętnością powiększania się do olbrzymich rozmiarów.

7. Ms. Marvel
To świeże, tegoroczne  wydarzenie w świecie Marvela. Nie jest to debiut superbohaterki o tym pseudonimie, ale nowej, młodej postaci, która przejęła ten tytuł po Carol Danvers, która wybrała inną tożsamość. Carol zmieniała bohaterskie tożsamości jak kobiety garderobę (piszę to bez cienia samczej złośliwości)- oprócz Ms.Marvel, była Binary, Warbird i Captain Marvel. Ostatnio zadecydowała zostać przy tej ostatniej. Co nowego wnosi nowa Ms. Marvel? Oprócz rzeczy powierzchownych takich jak nowy strój i zupełnie inne moce, nowa panna Marvel po pierwsze jest naprawdę panną, bo jest w wieku jeszcze szkolnym, a po drugie jest urodzoną w Ameryce Pakistanką. To potwierdza konsekwencję we wprowadzaniu w życie strategii różnorodności, o której pisałem wyżej. Kamala Khan podziwiała Ms. Marvel i kiedy została przypadkiem obdarzona zdolnościami zmieniania kształtów postanowiła, że zostanie superheroiną o tym właśnie pseudonimie, tym bardziej, że jest on wolny. 
Już po stroju widać, że duży wpływ na nią będzie miało jej muzułmańskie wychowanie.
Nowa Ms. Marvel:
Stara Ms. Marvel:

Ciekawym wątkiem będzie jej wewnętrzny konflikt między tradycyjnym wychowaniem w rodzinie muzułmańskiej i uwielbienie superbohaterów będących częścią "zachodniego stylu życia". Ta superbohaterka będzie musiała ukrywać swoje drugie ja przed rodziną nie tylko ze względu na ich bezpieczeństwo, ale chyba przede wszystkim na brak akceptacji takich zachowań. Oprócz tego będzie musiała w tajemnicy trzymać pragnienie bekonu i szynki.

6. Jessica Jones
Kolejna przedstawicielka płci pięknej. Sporo kobiet na tej liście i słusznie. To kolejny krok ku temu żeby świat metaludzi nie był zdominowany wyłącznie przez facetów. Na pewno wprowadza to wiele nowych możliwości i czyni te graficzne opowieści bardziej atrakcyjnymi. 
Ale to nie tylko z powodu płci Jessica Jones jest ciekawą postacią. To jeden z niewielu przypadków superbohatera, który porzucił życie w kostiumie. Jessica jako superbohaterka Jewel miała standardowy zestaw supermocy- siłę, ograniczoną odporność na obrażenia i niedoskonałą, nie do końca kontrolowaną umiejętność lotu. Prowadziła przez jakiś czas życie superheroiny, niestety do czasu. Kontrolę nad jej umysłem uzyskał Purple Man, złoczyńca z właśnie taką zdolnością. Przestępca wykorzystywał ją na wiele sposobów, część z których Jessica nie mogła później, po oswobodzeniu wyrzucić z pamięci ani poradzić sobie z nimi. Postanowiła dać sobie spokój z tymi kostiumowymi nonsensami.
Na tym rysunku w czasach trykotowych i już po:


Poznałem ją dzięki lekturze krótkiej serii "Alias" wydanej pod szyldem Marvel MAX. Tytuły opatrzone tym logo to już na 100% lektura dla dorosłego odbiorcy. Sex, drastyczna przemoc, ostry język itd. Teoretycznie wydaje się to dziwne miejsce dla kobiety superbohatera? I tak i nie. Komiks opowiada historię w okresie kiedy Jones postanawia ułożyć sobie życie jako prywatny detektyw prowadzący m.in. sprawy, które pośrednio bądź bezpośrednio mogą superludzi dotyczyć. Jessica jest świetną postacią kobiecą. Jest chyba najbardziej normalną postacią superbohaterki (właściwe byłej superbohaterki), z którą się spotkałem. Jest trochę rozgoryczona, zgorzkniała i samotna, ale mimo to wydaje się być silna wewnętrznie, a przede wszystkim jest całkiem niezłym detektywem. W trakcie jednego ze śledztw poznaje Luke'a Cage'a niezniszczalnego, "ulicznego" superbohatera Afroamerykanina. Jak to bywa najczęściej w życiu (inaczej niż w romantycznych opowieściach, również komiksowych) najpierw dochodzi między nimi do zbliżenia cielesnego, a dopiero potem zbliżają się do siebie. Później Jessica znalazła swoje miejsce w pierwszej lidze Marvela, tym razem nie jako bohaterka tylko jako żona Cage'a i matka jego dziecka, ale nie dlatego, że nie mogła należeć do tej grupy. Było to wciąż wynikiem świadomego wyboru. Jako postać jest indywidualistką z własnym zdaniem i nie raz potrafiła sprzeciwić się zdaniu swojego niezniszczalnego i supersilnego męża, który czuje przed nią respekt jak większość mężów (sądzę według siebie!) wobec swoich drugich połówek. Jessica Jones wzbudza sympatię i podejrzewam, że jak tylko jej brzdąc wystarczająco podrośnie to scenarzyści powierzą jej jakąś odpowiedzialną rolę.


Ponieważ post rozrósł się znacznie, postanowiłem listę podzielić. Następne 5 pozycji w kolejnej odsłonie.
C.D.N.

Oryginalny artykuł na stronie Marvela:
http://marvel.com/news/comics/23776/find_out_who_made_marvelcoms_top_ten_2000s_debuts_list

piątek, 12 grudnia 2014

Biały Orzeł reboot (część II)




PREVIOUSLY ON WHITE EAGLE REBOOT
Teenage punk shitkicker Martin gets superpowers by touching a mysterious artifact. The shit is about to hit the fan. Stay tuned.

Powyższe należało przeczytać głębokim głosem amerykańskiego lektora.

Ale powracając do fabuły- zaniedbany mężczyzna ubrany na szaro przekazuje Marcinowi przedmiot obdarzający go mocą latania zaznaczając, że musi fakt posiadania zdolności trzymać w tajemnicy. Dlaczego daje mu tę moc? Mówi, że traktuje to jako ubezpieczenie na wypadek gdyby ktoś jednak odkrył jego tajemnicę i jemu bądź jego żonie groziłoby niebezpieczeństwo. A dlaczego jemu daje tę moc? (Język polski jest wspaniały- w sumie pytanie podobne, znaczenie zupełnie inne) Mężczyzna mówi Marcinowi, że od razu zobaczył, że dobry z niego człowiek mimo przeczącej temu powierzchowności ponieważ bez wahania pospieszył mu z pomocą mimo, że dobrze wiedział, że nie ma szans z takim przeciwnikiem.
Przed rozstaniem mężczyzna przestrzegł ponownie Marcina przed ujawnianiem swojej tajemnicy komukolwiek. Organizacje przestępcze i rządowe tylko czekają na kogoś takiego jak on, żeby go wykorzystać.
Marcin zabiera płytkę z dziwnym symbolem i nosi ją przy sobie. Kiedy tylko może udaje się za miasto i trenuje nieśmiało pierwsze loty. Po jakimś czasie wpada na pomysł podobny tego, który wpędził w kłopoty tajemniczego szarego jegomościa- zaczyna przemycać drogą powietrzną papierosy do Niemiec- jest latającą "mrówką". Wielki plecak ze stelażem mieści wiele kartonów pałeczek rakowych. Marcin zaczyna zarabiać całkiem nieźle na tym procederze, do tego stopnia, że musi poprosić o pomoc swojego najlepszego przyjaciela. Dzieli się  z nim pracą i zyskami, ale sposób przerzutu towaru przez granicę pozostaje tylko jego tajemnicą. Niestety swoimi imponującymi zyskami zwracają na siebie uwagę grupy trzech innych przemytników, którzy napadają na nich chcąc ich przestraszyć. Krewcy, niegrzeczni chłopcy ani myślą poddać się bez walki. Któryś z przemytników wyciąga nóż i sprawa kończy się tragicznie- ginie przyjaciel Marcina. Ten wpada w szał i używając swoich nowych mocy bije do nieprzytomności bandytów nie zdając sobie sprawy ze swojej siły. W wyniku ciężkiego pobicia jeden z przemytników umiera w szpitalu, a drugi nie budzi się ze śpiączki. Przerażony Marcin próbuje szukać porady u człowieka, który obdarował go mocą, ale ten jakby zapadł się pod ziemię. Marcin jest jak zaszczute zrozpaczone zwierzę. Nie chciał zabijać przemytników. Oprócz tego obciąża siebie odpowiedzialnością za śmierć przyjaciela. Był sam. Bez rodziny i bez przyjaciół. Mógł liczyć tylko na siebie. 
Nie wiadomo do końca jak, ale zapewne na podstawie zeznań naocznego świadka (trzeciego przemytnika) do Marcina docierają polskie wojskowe służby specjalne. Na tym etapie Marcin już nie potrzebuje kontaktu z obiektem. Grupa uderzeniowa komandosów zaskakuje Marcina, który mimo to stawia im opór. Oficer wywiadu wojskowego, który dowodzi akcją na miejscu przemawia Marcinowi do rozsądku. Używa argumentów, że jeżeli nie pójdzie z nimi sprawa w najlepszym razie skończy się zastrzeleniem go przez snajperów. Wojskowy nie każe go aresztować, powstrzymuje komandosów od obezwładnienia go. Daje mu wybór. Zaznacza, że Marcin nie zostanie oskarżony o morderstwo jeżeli będzie współpracował. Dodatkowo będzie miał okazję ćwiczyć kontrolę swoich umiejętności żeby taka sytuacja się już nie powtórzyła. Marcin widzi, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu spotkał kogoś kto wykazuje się dobrą wolą i zgadza się pod jednym warunkiem- nie będzie zabijał dla armii. Oficer godzi się.
Dla organów ścigania Marcin umarł w wyniku porachunków z przemytnikami.
Zaczął się około 10 letni okres szkoleń i treningów, w którym Marcin nauczył się wykorzystywać i kontrolować swoje umiejętności, które z czasem przybrały na sile. Nawiązał nić porozumienia z oficerem, który zajmował się pierwotnie jego sprawą, a który teraz prowadził go bezpośrednio. Szpieg stał się ojcem, którego nigdy nie miał. Mimo licznych konfliktów, które były nieuniknione z powodu wybuchowego charakteru młodego człowieka współpraca układała się świetnie. To właśnie ten oficer wywiadu zasiewa w gorącej młodej głowie myśl, że może być kimś więcej niż cichym transportem lotniczym dla komandosów w rejonach konfliktów zbrojnych, co nie zdarzało się często. Może stać się symbolem, którego Polacy potrzebują.
Agencja, dla której pracowali miała swoją autonomię, a jej istnienie trzymane było w całkowitej tajemnicy.
Wkrótce w wyniku zawirowań politycznych w kraju agencja została uznana za przestępczą i zdelegalizowana. Bez ostrzeżenia, siły zbrojne innych agencji wywiadowczych przypuściły szturm, w wyniku którego zginął oficer prowadzący Marcina. Ten korzystając z zamieszania ucieka.
Znowu jest sam. Bez domu, przyjaciół i rodziny. Tym razem nawet beż tożsamości. Oficjalnie przecież nie żyje. Żeby uczcić pamięć człowieka, który jako jedyny uwierzył w niego, postanawia zrealizować jego pomysł. Zaczyna ubierać się na biało i nazywać się Orłem. Pomagać zwykłym ludziom w sytuacjach kryzysowych i walczyć z przestępcami.
Tak go sobie wyobrażam:
Trochę jak Midnighter z Authority tylko na biało i z białą kominiarką zasłaniającą całą twarz.Ubrany tylko na biało, bez czerwonych wstawek. Jedyna czerwień jaką będzie na nim widać to będzie krew jego i jego wrogów, co będzie bez wątpienia bardziej malownicze niż geometryczna czerwona wrona.


W następnym poście opiszę dokładnie zakres umiejętności, którymi mój biały orzeł dysponowałby oraz zakończę ten wątek poruszając jeszcze kilka kwestii związanych z tą postacią.



C.D.N.

KANALIA (1990)- prośba o remake


Kanalia (http://www.filmweb.pl/film/Kanalia-1990-6677)- film polski z 1990 roku.
Oglądałem go w latach 90tych w telewizji i od razu przyciągnął moją uwagę. Za drugim razem nagrałem go na VHS i od tej pory oglądałem go wielokrotnie (straciłem rachubę ile razy) w wolnych chwilach. Byłem dzieciakiem, ale już wtedy stwierdziłem, że można by zmienić parę rzeczy i uzyskać lepszy efekt.

Film opowiada historię grupy polskich socjalistycznych bojowców działających w Łodzi na początku XX wieku. Nie ma co owijać w bawełnę, chodzi o polskich terrorystów walczących z carską policją. Już ten krótki opis działa na wyobraźnię. Byli niebezpieczni, podkładali bomby w carskich urzędach, wrzucali ładunki wybuchowe do dorożek, którymi poruszali się carscy policjanci. Emocjonujące.
Grupa, o której mowa niestety została rozbita, a jeden z jej członków, główny bohater filmu o nazwisku Wert zmuszony był do ucieczki, opuszczenia nie tylko miasta, ale nawet terytorium carskiego zaboru. Kiedy wraca zdaje się po pięciu latach okazuje się, że jego dawni towarzysze osiedli na wygodnych grzędach mieszczańskiego życia, zapomnieli o dawnych ideałach i ani myślą podejmować znowu walki przeciwko zaborcy. Każdy członek grupy znalazł jakiś sposób na przetrwanie, Sykstus założył piekarnię, Pigularz z produkcji "piguł", czyli ładunków wybuchowych przerzucił się na prawdziwe pigułki i otworzył aptekę. Zbych (w tej roli Bogusław Linda) pożegnał się z postawą ideowca, zajął się szemranymi interesami i stał się "domniemanym szefem zorganizowanej grupy przestępczej". Jedyna kobieta z ekipy wyszła za mąż.  
Świetny opis fabuły i filmu znalazłem tu: http://nieprawdziwahistoria.blogspot.com/2012/01/kanalia.html
Według mnie mocne punkty tego filmu to:

  • Adam Ferency w roli carskiego śledczego Jegorowa. Oglądając jak odgrywa tę postać nie mamy wątpliwości kto jest tytułową kanalią.
  • Sceny akcji i strzelanin, które w kinie polskim tamtych czasów były rzadkością. Mimo, że pozostawiły u mnie uczucie niedosytu.
  • Pokazanie fragmentu historii do tej pory nieobecnego w naszej kinematografii.

Co mi w filmie przeszkadzało?
Przede wszystkim to, że Wert ma twarz Piotra Siwkiewicza, a głos Zbigniewa Zamachowskiego. Dziwne. Dziwne jak cholera. Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego.
Poza tym brakowało mi pokazania jak dokładnie wyglądały te bojowe dni chwały, na które powołują się bohaterzy. Chciałbym zobaczyć więcej zamachów i intryg Jegorowa, które doprowadziły do zagonienia grupy do narożnika.
Według analizy blogera (nie wiem na jakiej podstawie, ale powołam się na nią) z linka powyżej fabuła to odniesienie do zmiany postawy solidarnościowych aktywistów z lat 80tych. Ja uważam to przesłanie za bardziej uniwersalne. Dla mnie mówi ogólnie o konformizmie, o wierze w ideały i o gotowości do walczenia o nie i pytania czy jest czas kiedy należy przestać walczyć. Ten film zrobiony dzisiaj z aktorami młodego pokolenia i z nowoczesnymi efektami specjalnymi to byłby prawdziwy fajerwerk.
Zawsze byłem zwolennikiem łączenia gumy do żucia dla oczu z zabawką dla umysłu. Takimi filmami była dla mnie trylogia Matrix. Jeżeli ktoś szukał tylko efektownej "rozpierduchy" to właśnie tylko to dostawał. Ale można było tam również znaleźć tony odniesień do religii i filozofii i wielu innych dziedzin. Ostatnio oglądałem pierwszy Matrix w telewizji z moim synem (9 lat) i wyobraźcie sobie moją dumę, kiedy po obejrzeniu nie ćwiczył strzelania i kopania tylko zapytał: "Tato, a co jak my żyjemy w Matrixie?"
Reasumując założenia remake'u-
Aktorzy,
Akcja,
Refleksja.

czwartek, 11 grudnia 2014

IBD- Secret Service



IBD? 
Chodzi o Internetowy Ból Dupy. 
Pamiętacie pismo o grach Secret Service? Każdy miał choć jeden egzemplarz w latach kiedy jeszcze nie wstydził sie grać i grami interesować i nie mówił kolegom w ich wieku którzy jeszcze to lubią: "Wiesz nie kręci mnie to już, chyba z tego wyrosłem".
Jakiś czas temu na polskiej stronie crowdfundingowej  pojawiła się inicjatywa wskrzeszenia pisma. Okay, powiecie, fajnie. Zgromadzono środki i reaktywowano pismo, niestety po dwóch numerach czasopismo przestało istnieć z powodu braku praw autorskich co do nazwy, a raczej z tego z zrozumiałem z tłumaczeń wydającego pismo z powodu konfliktu z osobą, która te prawa posiada, a która wcześniej chciała współpracować (https://www.facebook.com/pixelthemagazine?fref=nf). Na miejsce reaktywowanego SS powstanie nowy magazyn "Pixel".
Oczywiście "gówno wpadło w wentylator" i Internet zawrzał oskarżeniami o oszustwo określane często terminami oznaczającymi gwałt analny. Oczywiście obowiązkowo powstał profil na Facebooku- https://www.facebook.com/Wdupiepixel.
O sprawie dowiedziałem się wczoraj dzięki facebookowi PPE.PL, które jest stroną czasopisma PSX Extreme, które raz na jakiś czas kupuję- http://www.ppe.pl/news-32712-koniec__wielkiego_powrotu__secret_service.html.
Dzisiaj znajomy przesłał mi linka do filmiku youtubera NRGeek (https://www.youtube.com/watch?v=JtWW05z3m5w), który jak mówią Amerykanie "wskoczył do wozu z orkiestrą" i wylewa negatywne emocje w cyberprzestrzeń.

Po pierwsze crowdfunding jako instytucja jest skazana na wywoływanie takich awantur ponieważ w swojej istocie jest zbliżona do instytucji wyborów demokratycznych.
Kandydat deklaruje chęci zrobienia czegoś, a nie to że coś na bank zrobi. Ludzie więc głosują na ideę, a nie na gotowy produkt. To czy sprawa zakończy się sukcesem i czy efekt będzie identyczny jak ten zakładamy to już sprawa tego kto podejmuje się realizacji projektu. Wielokrotnie czytałem i/lub oglądałem  recenzje gier niezależnych, które powstały dzięki crowdfundingowi (m.in. Kickstarter), w których głównym zarzutem wobec gotowego produktu było to, że nie dotrzymuje pierwotnych obietnic. Różnica między wyborami politycznymi, a zbieraniem pieniędzy na przedsięwzięcie w Internecie polega na tym, że tu głosuje się konkretnymi pieniędzmi, a w tym przypadku chodzi jeszcze o nostalgię do czasów młodości, na której sprawa reaktywacji Secret Service wypłynęła.
W obu przypadkach tak czy inaczej czeka nas większy albo mniejszy zawód.

Po drugie klęska Secret Service nie jest wyjątkową rzeczą na rynku słowa pisanego. Oczywiście to pismo upadło z zupełnie innych powodów niż zwykle to się dzieje, ale czy jesteśmy pewni że SS w tym kształcie utrzymałby się na rynku i stałby się najważniejszym tytułem na lata? Nie. Nie ma takiej pewności. Pisma o grach wydawane na papierze powoli nieśmiało zaczynają stawać się przeżytkiem. Przecież wszyscy, którzy grają mają dostęp do Internetu. Czasami mam wrażenie, że wydawanie niektórych magazynów jest tylko reklamą dla albo ich internetowych wersji albo serwisów o grach. Więc według mnie nie ma sensu wydawać czasopisma o grach na papierze. Po prostu. Bardzo rzadko kupuję PSX Extreme, bo jeżeli już mam wydać pieniądze na moje hobby to wolę je wydać na gry, a nie na czasopismo o nich. Proste?


Nie odnoszę się zupełnie do bezpośrednich oskarżeń o oszustwo, bo jeżeli ktoś ma niezbite dowody na to to niech je przedstawi i złoży doniesienie do prokuratury. Zaznaczam że dowód na to, że prawa do nazwy czasopisma "Pixel" zostały zarejestrowane dużo wcześniej niż nastąpiła reaktywacja SS nie jast jakimkolwiek argumentem, bo wydawca "Pixela" wyraźnie tłumaczy, że pierwotnie miał powstać właśnie "Pixel", a pomysł na SS to sprawa późniejsza.

Łatwiej wierzyć w złe intencje innych i tropić afery i krzyczeć: "Łapać złodzieja", niż przyznać że czasami mimo najlepszych chęci po prostu nie wychodzi.


Podsumowując:
Nie ruszyło mnie to absolutnie ani troszkę.

środa, 10 grudnia 2014

Biały Orzeł reboot (część I)




Jak sobie wyobrażałem mojego Białego Orła kilka lat temu?
Mniej heroicznie niż autorzy komiksu.


"Origin" i Postać
Nie wiem jak miałby na imię, to sprawa wtórna. Nazwijmy go Marcin, bo dlaczego nie?
Według mnie Marcin powinien być sierotą lub nie znać swoich rodziców. Dlaczego? Po pierwsze, to wiele upraszcza- rodzina przeszkadza w późniejszym prowadzeniu podwójnego życia, po drugie to świetny powód dla którego bohater będzie musiał szukać własnej tożsamości, po trzecie to dobry wątek do rozwijania później. Wiem, to trochę oklepane (sieroty m.in.: Peter Parker, Bruce Wayne, Kal El), ale tu chciałem wprowadzić coś co odróżnia mojego bohatera od innych. Jego rodzice zastępczy to nie są dobrzy ludzie. Inaczej niż w przypadku Cioci May u Parkera i Alfreda u Wayne'a, Marcin nie ma takiej osoby, dzięki której może liczyć na pomoc i wsparcie w najtrudniejszych momentach swojego życia. Był dzieckiem, które dorastało bez rodzicielskiej miłości w piekle dysfunkcyjnej może nawet patologicznej rodziny zastępczej. Rola jego przybranych rodziców ogranicza się tylko do awantur i poniżania.
Dodatkowo mój bohater nie dorasta w wielkomiejskiej Warszawie. To byłoby zbyt łatwe. Biały Orzeł braci Kmiołek jest na wskroś "warszawocentryczny", to następna rzecz jaka mi trochę w nim przeszkadza. Rozumiem, że Polska to taki trochę Meksyk, bo wszystko co ważne dzieje się w mieście Meksyk, więc w sumie Polska mogłaby się nazywać Warszawa, ale nie znaczy że musi mi się to podobać i nie mogę z tym walczyć. Mój biały orzeł może głównie w Warszawie działać (bo wiadomo, że głównie tam będą dziać się ważne rzeczy a poza tym to mniej-więcej centrum kraju), ale nie będzie Warszawiakiem lub Warszawianinem. Ktoś mi kiedyś tłumaczył różnicę, ale nie zapamiętałem. Mój człowiek-symbol będzie "słoikiem". Kimś z wielkich blokowisk, ale mniejszego miasta dławionego przez szarą betonową beznadzieję, kimś kto przyjeżdża do stolicy znaleźć miejsce dla siebie.
Naturalną koleją rzeczy w takim przypadku jest jego bunt przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Regularnie ucieka z domu i wyjeżdża z podobnymi jemu przyjaciółmi na koncerty punkowe w całej Polsce. Jest chudym (nie szczupłym) brunetem o bladej cerze. Nosi czarną ramoneskę z agrafkami i ćwiekami, podarty i rozciągnięty T-shirt, ciasne postrzępione dżinsy, na głowie irokez- cały ten jazz. Grunt to bunt. Zaczyna wdawać się w bójki.z neofaszystami i z policją. Swoją niepozorną posturą wprowadza przeciwników w błąd, wtedy oni go nie doceniają, a on dominuje nad nimi szybkością i agresją. Rzuca się zwykle w sam środek zamieszania jakby nie znał strachu, a może po prostu tak jakby tego potrzebował, jakby sprawiało mu to przyjemność. Wkrótce zaczyna być znany właśnie z tego powodu. Bójki są coraz częstsze, coraz bardziej poważne.
I wtedy pojawia się przeciwnik, który wyraźnie góruje nad nim siłą i masą. Obrońca czystości białej polskiej rasy, miłośnik chleba i igrzysk. Nawet z takimi Marcin najczęściej dawał sobie radę. Jednak w czasie walki zauważa, że mięśniak walczy tak jakby się w ogóle nie starał, jakby nie był to dla niego żaden wysiłek Ze starcia z nim Marcin wychodzi solidnie pokiereszowany. Przypadkiem dowiaduje się później, że od jakiegoś czasu nasz schab, kark czy jak tam go nazwać stał się bez porównania silniejszy, a jednocześnie przestał chodzić na siłownię. Marcin domyśla się, że może chodzić o jakieś niedozwolone środki, którymi faszeruje się nasz Prawdziwy Polak, więc zaczyna go dyskretnie obserwować i śledzić. Wkrótce odkrywa, że raz na jakiś czas, najczęściej przed dużym meczem spotyka się on w odludnych miejscach z jakimś tajemniczym mężczyzną ubranym w szare, lekko zaniedbane ubrania. Mężczyzna przekazuje coś ulicznemu bokserowi/zapaśnikowi w zamian za pieniądze. Potwierdzałoby to teorię Marcina o substancjach podobnych do sterydów, anabolików, hormonów wzrostu itp, gdyby nie to, że w każdym z tych przypadków następuje drugie spotkanie, w czasie którego następuje przekazanie dziwnego zawiniątka w drugą stronę tym razem bez opłaty. Przy następnej wymianie coś idzie nie tak. Osiłek nie chce oddać tego co ma, mało tego chce zwrotu wszystkich pieniędzy, które wydał wcześniej. Chce wymusić to siłą, którą dysponuje. Mężczyźnie o wyglądzie bezdomnego bardzo zależy na zwrocie przedmiotu, więc na początku próbuje rozmawiać, przekonywać, mimo że jest przyparty do muru. Kiedy dochodzi do użycia przemocy Marcin ujawnia się wychodząc ze swojego bezpiecznego miejsca. Chce pomóc mężczyźnie, który wyraźnie nie ma szans w starciu z takim przeciwnikiem. Wtedy sytuacja zmienia się diametralnie. Mężczyzna dosłownie znika żeby w ułamku sekundy pojawić się za siłaczem i zadać mu cios. Wprawdzie to nie wywołuje żadnego efektu oprócz rozjuszenia napastnika. Marcin staje jak wryty. Pierwszy raz widział coś takiego. Nie był w stanie określić nawet czego dokładnie był świadkiem.Obdarty mężczyzna zdał sobie sprawę, że sam nie jest w stanie poradzić sobie z takim Goliatem i znowu w mgnieniu oka znajduje się przy Marcinie i wciska mu w rękę jakiś przedmiot zawinięty w kawałek papieru. Kilkoma słowami wyjaśnia co ma zrobić. Każe mu rozpakować zawiniątko zacisnąć w pięści to co jest w środku, podejść do agresora, podskoczyć najwyżej jak tylko umie i uderzyć z całych sił. Marcinowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie było czasu by kwestionować słowa obdartusa, nie po tym co widział. Podbiegł i podskoczył. Ze zdziwieniem zauważył, że uniósł się w powietrze kilka metrów. Zaskoczyło to również przeciwnika, który przez ułamek sekundy stał z rozdziawioną niemądrą gębą. To wystarczyło Marcinowi, który w drodze w dół zadał potężny cios powalający draba na ziemię pozbawiając go przytomności.

Krótka przerwa.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że wdałem się w szczegóły akcji zamiast pisać ogólnie o założeniach postaci i świata. Wynika to z tego, że niektóre elementy historii przemyślałem bardziej, a inne w zarysie. Nie napisałem scenariusza. To mój pierwszy raz jak spisuję te pomysły (uwaga! to pierwszy z kilku), które gdzieś uleciały z powodu braku konsekwencji bądź niskiej samooceny.
Będę zmuszony rozbić to na kilka części.
Koniec przerwy.

Tajemniczy mężczyzna natychmiast podbiegł do nieprzytomnego osiłka i zaczął szukać czegoś na jego klatce piersiowej pod koszulką. Marcinowi wydało się to dziwne dopóki nie zobaczył krzyża z taśmy klejącej naklejonej na piersi mięśniaka. Pod taśmą klejącą był mały przedmiot- sześciokątna mała brązowa płytka z dziwnym symbolem zbliżona symbolem do klocków z literami ze Scrabble. Marcin otworzył pięść i zdał sobie sprawę, że od kilku już sekund ściskał identyczny przedmiot w dłoni. Różnił się tylko symbolem. Szary zaniedbany jegomość ostrożnie odlepił paski taśmy starając się nie dotykać płytki. Wyjaśnił Marcinowi, że znalazł kostki jakiś czas temu i nie wiedząc co czyni przerobił jedną z nich na wisiorek, który nosił na rzemyku. Po jakimś czasie w dramatycznych okolicznościach dowiedział się o swoich zdolnościach i odkrył, że zdolności zwiększają się proporcjonalnie do czasu bezpośredniego kontaktu z obiektem. Przypadkiem zauważył, że już go nie potrzebuje. Początkowo używał swojego daru jako sposób na uzyskanie szybkich pieniędzy. Założył małą firmę kurierską i przez jakiś czas był najszybszym dostawcą małych przesyłek w regionie. Wszystko było idealnie do czasu kiedy został przyłapany na gorącym uczynku przez konkurencję, której szef miał powiązania ze zorganizowaną grupą przestępczą. Porwano mu. Żonę i kazano dokonywać kradzieży i przemytów. Po jakimś czasie Udało mu się uwolnić żonę, ale doskonale wiedział, że to nie załatwia sprawy, że będą go szukać. Dlatego postanowił sfingować swoją śmierć. O intrydze miała nie wiedzieć nawet jego żona. Kiedy wylądował w obcym mieście nie mógł liczyć na nikogo ani ujawnić swojej tożsamości. Postanowił, że będzie w tajemnicy za odpowiednią opłatą wypożyczał kostkę dającą siłę. Wszystko szło jak po maśle. Osiłek płacił a potem oddawał kostkę dzięki czemu efekty jej działania nie stawały się permanentne i niezależne od posiadania obiektu. Współpraca układała się dobrze, oczywiście do czasu, czego Marcin był właśnie świadkiem. Mężczyzna chciał żeby Marcin wziął sobie do serca jego tragiczną historię, bo chciał przekazać mu kostkę, którą Marcin już trzymał w ręku.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Przypominam, że jest to moja mocno opóźniona reakcja na:
https://www.facebook.com/BialyOrzelPolskiSuperbohater
http://www.wizuale.com/