niedziela, 28 grudnia 2014

NIEZWYCIĘŻONY- prośba o ekranizację



Jeżeli chodzi o książki, bardzo sugeruję się autorem. Jeżeli podoba mi się jedna powieść jakiegoś autora, czytam wszystko jego autorstwa co wpadnie mi w ręce, aż do znudzenia. Tak było w przypadku Vonneguta i Lema. Z wielkim rozczarowaniem zdałem sobie sprawę, że większość populacji kojarzy Lema z humorystycznymi, lekkimi "Bajkami robotów", które wprawdzie były lekturą w szkole, ale nie są absolutnie reprezentatywne dla reszty jego twórczości. Takie rzeczy jak "Fiasko", "Katar", "Solaris" i właśnie "Niezwyciężony" umykają gdzieś i w rezultacie czymś niezrozumiałym może się niektórym wydawać nazywanie Stanisława Lema największym polskim autorem science-fiction.
To co Lem wnosi do swoich opowieści to po pierwsze wiedza. Wiedza o świecie i fascynacja nim. "Science" w nazwie gatunku to nie tylko słowo w jego przypadku. Jego pseudonauka była wyjątkowo wiarygodna i wizjonerska mimo, że nieco skażona ograniczeniami swoich czasów.  Lem był z wykształcenia lekarzem, czyli również człowiekiem nauki, a w swojej twórczości łączył wiedzę i pytania o naturę człowieka oraz wiele innych zagadnień etycznych i moralnych. Do jego warsztatu jako rzemieślnika słowa można mieć czasami zastrzeżenia, ale nawet najlepsi mają słabsze momenty. Jego historie i postacie zawsze zmuszały mnie do zastanowienia się nad światem wokół mnie, a to chyba główny cel każdego twórcy- zostać w głowie odbiorcy na długo po zakończeniu lektury czy ogólnie odbioru dzieła.
Kiedy czytam książki najczęściej wyobrażam sobie jednocześnie ekranizację. To silniejsze ode mnie. Nie inaczej było w przypadku "Niezwyciężonego" Stanisława Lema. W mojej ocenie to chyba najbardziej filmowa, spektakularna historia polskiego autora. Zapożyczenia z niej znalazłem ostatnio w rosyjskim horrorze kręconym niedawno, na który natrafiłem zupełnie przypadkowo na telewizyjnym kanale "Wojna i Pokój". Było to wyraźne odniesienie, ale w filmie chodziło o coś zupełnie innego więc trochę sobie zgrzytnąłem zębami z żalu, że nasi wschodni potężni sąsiedzi mogą sobie na to pozwolić, a my nie możemy sfilmować dzieła jednego z najbardziej znanych na świecie polskich autorów SF. Nie ma u nas science-fiction w kinie i w telewizji. Dlaczego? Może dlatego, że Polacy są do bólu przyziemni i jak zobaczą coś niesamowitego na ekranie to mówią prychając pogardliwie: "Bajka!"
Czy naprawę szara trudna polska codzienność nałożyła nam na potylice takie ciężkie pustaki, że nie możemy oderwać wzroku od ziemi? Przecież chodzimy do kina na hollywoodzkie filmy tego gatunku. Przecież oglądamy amerykańskie seriale w internecie i telewizji. Dlaczego? Bo mamy za sobą kilka nieudanych prób horrorowych i fantasy, a producenci muszą mieć zysk, więc dla publiczności robi się komedie i komedie romantyczne, a dla nagród i uznania filmy o holokauście, wojnie i post-wojennej martyrologii. Czasy kiedy to efekty specjalne niskiej jakości były powodem kiepskiego ostatecznego rezultatu to raczej przeszłość. Najmocniejszym dowodem na to jest międzynarodowy sukces Platige Image- firmy znanej przede wszystkim z nominowanego do Oskara filmu krótkometrażowego Tomasza Bagińskiego "Katedra". Oprócz produkcji filmów w pełni animowanych komputerowo Platige Image ma na koncie przygotowywanie efektów specjalnych do pełnometrażowych filmów live-action (z żywymi aktorami)- na przykład do kontrowersyjnego obrazu Larsa von Triera "Antychryst". Wysokiej klasy specjalistów od efektów komputerowych mamy. Kiedyś poznałem specjalistkę od charakteryzacji specjalnej (obrażenia różnego rodzaju i inne dziwne efekty), która była nieco rozgoryczona, ponieważ nie miała okazji do używania swoich wyuczonych umiejętności z powodu braku popytu na nie. Zarabiała wtedy pracując przy kręceniu reklam, gdzie jak się można domyślić mało jest okazji do kreowania nietypowych obrażeń i fantastycznych charakteryzacji.
Wszystko jest- efekty praktyczne, komputerowe, świetni operatorzy. Brakuje tylko odwagi producentów. Może w przypadku ekranizacji uznanego międzynarodowo autora ktoś wykaże się śmiałością? Bardzo bym sobie tego życzył.
A sama historia? Sam początek to trochę klisza SF. Widzieliśmy to już w kilku filmach. Tytułowy "Niezwyciężony" to statek kosmiczny, który ląduje na słabo zbadanej planecie "Regis-III".
Jest to misja ratunkowa. Wcześniejszy statek ("Kondor") zaginął bez wieści. Podczas ostatniego połączenia głosowego słychać było tylko jakieś niezrozumiałe wycia i zakłócenia.
Znajdują opuszczony statek. Członkowie załogi umarli z głodu. Niektórzy byli całkiem nadzy. Na mydle znaleziono odciski ludzkich zębów. Na stole z mapami znaleziono ludzkie odchody.
WIĘCEJ FABUŁY NIE ZDRADZĘ.
Bohaterowie:
Rohan- nieco zuchwały młody oficer
Horpach- starszy doświadczony astrogator (astro nawigator)
Załoga- Naukowcy i technicy ( w sumie 83 osoby)
Niezwyciężony- krążownik drugiej klasy, największa jednostka, która dysponowała baza w konstelacji Liry.

Jeżeli chodzi o interakcje między postaciami, to jak można się spodziewać to trochę opowieść o starciu dwóch pokoleń z sytuacją skomplikowaną przez służbową zależność. Moim zdaniem wyraźnie brakuje postaci kobiecej, która mogłaby wiele wnieść do historii. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o wątki romantyczne, tylko o silną niezależną postać kobiecą, będącą ważnym znaczącym członkiem dobrze funkcjonującej załogi Niezwyciężonego.
Wielokrotnie w rozmowach z przyjaciółmi mówiłem, że chciałbym zobaczyć wysokobudżetową polską ekranizację "Niezwyciężonego". Teraz to napisałem.
Jeżeli wśród osób czytających tego bloga jest ktoś, kto zna się na animacji komputerowej, niech proszę przeczyta "Niezwyciężonego".
A rezultaty proszę przesłać w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz